IZABELLA GUSTOWSKA

CICHYM ŚCIGAŁAM JĄ LOTEM

Justyna Ryczek

 

Czerwone linie powiązań – zapis podróży

Kiedy wkraczamy w nową przestrzeń, nasza wrażliwość wyłapuje szereg elementów, których liczba stopniowo jednak ulega ograniczeniu zgodnie z funkcją, jaką przydzieliliśmy danej przestrzeni. Spośród czterech tysięcy rzeczy, które można zobaczyć i nad którymi można by się zadumać na ulicy, świadomie dostrzegamy zaledwie kilka: liczbę ludzi na chodniku, natężenie ruchu i prawdopodobieństwo, że będzie padać.1

Alain de Botton

podróż

Od dawna podróż pełni znaczącą rolę w edukacji człowieka. Była i jest podejmowana z wielu powodów: religijnych, zarobkowych, zdrowotnych, wypoczynkowych, ale przede wszystkim poznawczych, szczególnie od XVII wieku. Modnymi stały się wyprawy w celach poznania innych krajów, w tym słynne Grand Tour – „typ podróży, w jaką wyruszali młodzi arystokraci i intelektualiści europejscy, w celu dokształcenia się, zdobycia wiedzy o świecie i kulturze, poszerzenia swych horyzontów myślowych a także wyrobienia u siebie gustu artystycznego i nabrania dobrych manier"2 – jak podaje najważniejsza dzisiaj encyklopedia – Wikipedia. Od tego czasu podróże w różnej formie i o różnorodnym charakterze stały się codziennością, na tyle wrosły w nasze zachowanie, że za Zygmuntem Baumanem mówimy o wędrowcach, turystach i włóczęgach jako charakterystycznych typach osobowych. Czasami nie musimy nawet ruszać się z domu, świat zapośredniczony medialnie stał się bliski i dostępny, ale czy zachowujmy wtedy świeże zainteresowanie jak Xavier de Maistre, w Podróży dookoła mojej sypialni (Voyage autour de ma chambre), który rozpoczynał i kończył swą podróż w tytułowej sypialni. Dlatego warto poważnie zastanowić się nad słowami przywołanego na początku tekstu Alaina de Bottona: „Przyjmując, że nasza egzystencja zdominowana jest przez poszukiwanie szczęścia, niewiele obszarów ludzkiej działalności odsłania dynamikę owych poszukiwań – z całą ich żarliwością i paradoksami – lepiej od naszych podróży. Wyrażają one, aczkolwiek niebezpośrednio, nasze wyobrażenie o tym, co jeszcze składa się na sens życia oprócz przymusu pracy i walki o przetrwanie. A jednak fakt, że obrazują problemy filozoficzne – to znaczy kwestie wymagające innego myślenia niż praktyczne – bywa powszechnie ignorowany. Jesteśmy zalewani poradami, d o k ą d podróżować; mało kto mówi nam, d l a c z e g o i j a k to robić – choć sztuka podróżowania z natury rzeczy wiąże się z licznymi pytaniami, które nie są ani proste, ani trywialne..."3. Wydaje się, że takie pytania stawiała sobie Izabella Gustowska przy realizacji swoistej podróży Cichym ścigałam ją lotem.
To jej kolejna medialna opowieść. Oparła ją na materiale zgromadzonym podczas podróży po Stanach Zjednoczonych, połączonym z wcześniejszymi zapisami. Materiał zarejestrowany wzbogacony został tym przetworzonym przez pamięć artystki. Są tu zapisy jej samej, jej postaci, jak i fragmenty filmów, opowieści i obrazów otaczających nas we współczesnym świecie, nie zawsze łatwych do odczytania. To całościowa przestrzenno-czasowa instalacja, w której ważną rolę, zarówno w środku obrazów, jak i w zewnętrznym świecie, odgrywa światło. Nie tylko buduje nastrój, lecz stanowi istotny element snutej opowieści, kreuje światy, odkrywa i tworzy tajemnice. Połączenie statycznego obrazu – zastygłej fotografii, z ruchomym zapisem, nałożenie ich na siebie i połączenie liniami czerwonego światła, wymaga zaangażowania nas – widzów. Nawet kiedy nie napotykamy zatrzymanego obrazu, powoli poruszające się kadry zatrzymują się w naszych myślach.
Artystka proponuje nam podróż, zarówno przestrzenną, jak i w głąb czasu, jednocześnie realną i rozgrywającą się w wyobraźni. Niektóre z otaczających nas obrazów odszyfrowujemy od razu, inne do końca pozostają niewiadomą. Pojawiają się wątpliwości, które również wywołują niepokój. Przenikający niepokój, bowiem podążając za obrazami/światami, napotykamy katastrofy – wybuch jądrowy, zawalenie się mostu, uciekających przerażonych ludzi. Obserwujemy rozpady pewnych światów, dotykamy tragizmu przeznaczenia. Gdy obrazy zestawimy z tytułem pochodzącym z Eumenid Ajschylosa, w których autor mówi o Eryniach – mścicielkach przelanej krwi, uosobieniach zemsty za wszelką niesprawiedliwość, czyli w pewien sposób o symbolach przeznaczenia i losu człowieczego, a także ludzkich wyrzutów sumienia – które w dramacie przeistaczają się w Eumenidy – bóstwa opiekuńcze, to musimy postawić pytanie: do kogo jest skierowane przesłanie, czy w centrum pozostaje jedynie artystka, czy każdy i każda z nas? Poza jedną projekcją, wszędzie jest ona bowiem obecna, ale to my snujemy opowieść, odnajdując wątki powiazań...

„Ledwie dyszę pościgiem, strudzona, zziajana...
Wszystkie zakątki ziemi zbiegłam goniąc zwierza,
ponad morze bezskrzydłym ścigałam go lotem
aż tutaj, równie szybka jak łódź, co go niosła
Tu się musiał przyczaić, tu się gdzieś ukrywa
zbrodniarz: woń krwi człowieczej zaśmiała się
do mnie..."4.

Czasami w podróżach towarzyszy nam przewodnik, który wskazuje miejsca, zachęca do poszukiwań, także bardzo osobistych i bolesnych. Dobry przewodnik pozwala na samodzielne eksplorowanie, nie wskazuje gotowych rozwiązań. W swojej podróży Izabella Gustowska również miała przewodnika. Były nim obrazy Edwarda Hoopera. Zafascynowana jego malarstwem wyruszyła na własne odkrywanie kontynentu. Jego płótna powracają w przygotowanych, gotowych kadrach.

Ameryka

Amerykański artysta, tworząc zimne, melancholijne obrazy, szukał miejsc ściśle związanych z podróżą: drogi, stacje benzynowe, hotele, pociągi i widoki z ich okien, bary. Jego malarstwo można potraktować jak specyficzny zapis podróży odbywanych przez Stany Zjednoczone. Pierwsza w 1925 roku wiodła z Nowego Jorku do Nowego Meksyku. Po niej nastąpił szereg kolejnych. Hooper właściwie co roku kilka miesięcy spędzał w drodze, zawsze szkicując swoje obrazy, w których zamykał atmosferę samotności i zawieszenia. Tak chłodne, przemyślane i nieruchome, jak kadry z trwającego nieustannie filmu. Filmu, który nawet teraz rozgrywa się na oczach widza. Filmu, który współtworzy Izabella Gustowska, umieszczając siebie w każdym z epizodów. Siebie z przeszłości, innej rzeczywistości, zarejestrowaną równocześnie z prezentowaną akcja. Zapętloną, poszukującą i poszukiwaną, będącą. „Na Brooklyn Bridge filmowała przechodniów (i nagle wśród nich była ona sama, i zdumiało ją to zapętlenie czasu...)"5.
Osobiście, gdy oglądam tę realizację, także nie mogę uwolnić się od Ameryki. Jej obrazy, tak charakterystyczne, znane z wielu kulturowych przekazów, wskazują kolejne punkty odniesień. Czy któreś są niesłuszne? Widok mostu, sam w sobie intrygujący, to Golden Gate w San Francisco; ludzie spacerują po Brooklyn Bridge w Nowym Jorku; podglądana kobieta przebywa na wyspie wulkanów. Ameryka pozostaje obszarem zarówno realnym, tam wykonano zdjęcia bazowe, jak i zupełnie fantastycznym, krainą z naszych marzeń, przechowywaną w poszczególnych zwojach mózgowych. Fascynacja Izabelli Gustowskiej przenika przestrzeń, przenika nasze myśli, wędruje wraz z nami w podróży poprzez kulturę i poprzez życie. Podpatrujemy i śledzimy, odczytujemy, by na nowo poddać się urokowi. Współtworzymy film. Przenika nas światło.
Tony Judt zauważył, że nasza „wiedza" dotycząca Ameryki zależna jest od wieku, wiąże się z naszymi doświadczeniami, sytuacją zewnętrzną oraz lekturami. Moja ściśle łączy się z Jeanem Baudrillardem. Nie mogę uwolnić się od jego spostrzeżeń o wielkości i fikcyjności USA, samotności ludzi i różnicy europejsko-amerykańskiej. Pisał: „to, co zostaje pomyślane w Europie, w Ameryce jest realizowane – wszystko, co w Europie zanika, pojawia się ponownie w San Francisco!"6. Ameryka fascynowała myśliciela, ale chwilami także przerażała, jego uwagi nigdy nie były jedynie opisami konkretnego kraju, to pewne figury kulturowe, czasami potwierdzane w realnie odbytym spotkaniu, często jedynie wcześniej wyobrażone. Tony Judt tak po latach wspomina swoje pierwsze przygotowania do wizyty i swoje reakcje: „Ameryka była więc czymś bardzo swojskim – i zupełnie nieznanym. Zanim tu przybyłem, przeczytałem Steinbecka, Fitzgeralda i niektórych wspaniałych nowelistów z Południa. Jeśli do tego dodać strawę duchową w postaci kina noir z lat czterdziestych, miałem pewne wizualne wyobrażenia o Stanach Zjednoczonych. Nic się jednak nie składało w całość. Poza tym, urodzony jak większość Europejczyków w kraju, który w ciągu iluś tam dni można było przejść na piechotę, nie miałem pojęcia o ogromie i zróżnicowaniu USA"7.
Ameryka to spełnienie i fikcja. Tak łatwo tam być, nawet jeśli tam nie byliśmy. Tyle razy przecież wędrowaliśmy ulicami Nowego Jorku i zachwycaliśmy się urodą Golden Gate... pośród wielości czasów oraz przenikających się realności. Tym razem podążając, po raz kolejny, za opowieściami rozpoczętymi przez Izabellę Gustowską. Opowieściami również poprzez kulturę, od starożytności po czasy współczesne.

zapisy

Ta jedna z ostatnich realizacji Izabelli Gustowskiej stanowi kolejną wieloznaczną, medialną opowieść. Oparta na realnym materiale zgromadzonym podczas podróży po Stanach Zjednoczonych, jednocześnie stanowi zapis równoległych rzeczywistości. Pięć miejsc z podróży, pośród których umieszcza siebie i szósty obraz, specyficzny, odbiegający od pozostałych. Tą istotną projekcją, prawdopodobnie spajającą wszystkie zgromadzone, jest obraz motyla – ćmy zamkniętej w małym, szklanym okręgu. Trzepot skrzydeł staje się odgłosem bezsilności i działania jednocześnie. To niemożność wydostania się i wpływ na inne zdarzenia. Towarzyszy on nam przez cały czas oglądania wystawy. Mamy świadomość istnienia wzajemnych relacji i powiązań. W niektórych kulturach motyle, a ćma przecież jest nocnym motylem, to dusze. Inni twierdzą, że ruch ich skrzydeł wpływa na cały wszechświat. Nic, nawet bardzo oddalonego, nie pozostaje bez wpływu na bliski nam świat, na nasze życie. Nie ma czynów bez konsekwencji. Materiał zarejestrowany miesza się z materiałem przetworzonym przez kulturę i pamięć. Po podłodze biegną czerwone linie światła, w niektórych pokazach linie te rozbijały się na widzów, artystka woli jednak efekt połączeń. Wszystkie pięć okrągłych projekcji zostaje splecione w całość poprzez odniesienia do szóstej – obrazu ćmy. Nie ma życia bez katastrof, nie ma jednej zapisanej historii, a życie składa się z wielu fragmentów, na co kolejny raz zwraca uwagę Izabella Gustowska. Techniczne rozwiązania, które zastosowała artystka, jak zwykle odgrywają istotną rolę. Nienachalnie służą budowaniu nastroju, a przy kolejnym odbiorze zaczynają fascynować. Dlaczego obrazy przybierają doskonały kształt koła? Co my właściwie widzimy? Odszukujemy kolejne „wpisane" w siebie kadry, dostrzegamy nałożone projekcje. Wielokrotne naświetlanie, wkomponowywanie przestrzeni dwóch, czy też większej liczby, różnych światów. Zaczynamy zastanawiać się nad sposobem wykonania, aby po chwili stwierdzić, że nie musimy dokładnie rozpoznawać technicznych niuansów, by zauważyć, że są one ważne merytorycznie, zadają pytania o zapis naszych przeżyć i kreowanie na ich podstawie wspomnień. Zastosowane rozwiązania ujawniają obecność przeszłości w teraźniejszości. Zastanawiamy się nad czasem i przyjętym sposobem jego dzielenia: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, a może są to błędne założenia, może o wiele więcej z wczoraj dzieje się jednocześnie dziś? Może to nie są jedynie zapisy zacierających się wspomnień... Zastanawiamy się również nad funkcją mediów w budowaniu pamięci, przez to konstruowaniu nas samych. Pamiętajmy, że pamięć to nie tylko nasze osobiste wspomnienia, ale także fragmenty obejrzanych filmów, zasłyszanych opowieści czy fantazji innych. To także obrazy, które często uczą nas innych światów, stanowią szkiełko/teleskop, przez który oglądamy obce kontynenty. Dla Gustowskiej w tej realizacji takim okularem jest malarstwo Hoopera, własne doświadczenia i refleksyjne bycie w danym miejscu. Ona także dopisywała historie napotykanych osób, tworzyła ich życia, jak flaneur, który obecnie wędruje po różnych światach – realnym, wirtualnym, świecie kultury i swej pamięci.
Oglądając tę pracę, przebywając w przetworzonej przestrzeni, poddajemy się nastrojowi wieloznacznych historii. Wychodzimy z czerwonym światłem pod powiekami, z trzepotem skrzydeł w uszach i niepokojem w sercu, gdzie zaprowadzi nas ta nieskończona jeszcze, może niekończąca się w ogóle, podróż.
„Cichym ścigałam ją lotem..." dźwięczy nam w uszach. To greckie odniesienie nabiera innych wymiarów w dzisiejszym, zmediatyzowanym, rozwarstwionym świecie. Kto obserwuje, a kto jest obserwowany/obserwowana?
I kto opisuje dziejące się w Jej życiu wydarzenia/spektakle?

 Justyna Ryczek